Było ich na świecie 14. Najsłynniejszy, "niezatapialny", zatonął w dziewiczym rejsie po zderzeniu z górą lodową. Uważane za najpiękniejsze statki pasażerskie w historii, były kwintesencją swojej epoki - tak samo jak parowóz, cylinder i wieża Eiffla. Szybkie, luksusowe i majestatyczne - transatlantyki o czterech kominach, nazywane powszechnie "four-stackers". Mało kto wie, że aż pięć z nich narodziło się w Szczecinie. To do nich bezapelacyjnie należało dziesięć przełomowych lat XIX i XX w. na Atlantyku.
Żałuje, że w powstaniu nie miała aparatu fotograficznego. I że nie przetłumaczyła "Mein Kampf". Dokładnie 10 lat po pierwszej publikacji (24 kwietnia 2011 r.) przypominamy reportaż o zmarłej w czwartek Honorowej Obywatelce Szczecina Krystynie Łyczywek
"Siedzieliśmy w świetlicy i nikt nie chciał iść do prezydium. Strach. Wszyscy wiedzieli, jak to się skończyło w 70. roku. Ludzie więc nas wypychali". Wypchnęli jego, młodego inżyniera. Wyszedł na środek sali, bez mikrofonu, przerażony. Ryknął: - Ludzie, trzeba wybrać przewodniczącego!
Było ich sześciu, wśród nich Aleksander Krystosiak. Wsiedli do motorówki "Agata" i popłynęli. Najpierw w kierunku Gryfii, potem do Warskiego
Aleja Wyzwolenia ma niewiele wspólnego z przebiegającą przed wojną w tej części Szczecina ul. Moltkego. Pompatyczna Aleja Defilad, Stalin jako patron, stałe trybuny, hala widowiskowa, teatr i kino - tak zaś wyobrażano ją sobie wkrótce po wojnie.
Nie wiem, czy Lista Przebojów Trójki dotrwa do swego 35-lecia. Ja się postarzałem, Piotrek Baron nie chce sam tego ciągnąć. Może to dobry moment, by powiedzieć sobie dość?
Tatuś nazywa się Franek. Mieszka daleko w Polsce. Czasami przywozi mi czekolady - to fragment zeznań czteroletniego Sebastiana złożonych w 1978 r. w Schwedt przed oficerem śledczym policji ludowej Niemieckiej Republiki Demokratycznej.
Wioletta Tylkowska kupiła dwie tubki farby do włosów koloru blond i witaminy na wzmocnienie. Elżbieta Kruk założyła dziennik, żeby spisywać hiszpańskie wrażenia. Mariola Polna z nerwów otworzyła konserwę przeznaczoną "na wyjazd". Przygotowane na najcięższą pracę czekały ponad miesiąc, aż ruszą w drogę.
Pierwsza lubiła jazz. Druga zbierała mechaniczne zabawki. Trzecia kochała poezję. Czwarta gotowała. Piąta marzyła o samochodzie. Szósta kolekcjonowała znaczki. Siódma czytała amerykańską literaturę. Ale ludzie ich nie rozróżniali. Występowały w jednakowych strojach. I miały jedno imię.
Obowiązują trzy zasady: o transakcji musi wiedzieć jak najmniej osób, płacić trzeba przy odbiorze oraz nie nazywać tego handlem, lecz adopcją. W kwietniu możemy odebrać dziecko.
28 lutego 1973 r. szefowie polskiej i czechosłowackiej bezpieki giną w katastrofie lotniczej pod Szczecinem. - Mieli tam jechać koleją, nawet salonką, ale w Warszawie popili i byli spóźnieni, dlatego zdecydowali, że polecą - opowiada emerytowany oficer SB
- Akcent położyliśmy na wieś. Jak z harmoszką i trzyosobową brygadą maszerowałem przez wioski, to wszyscy tańczyli - opowiada szef kampanii Kwaśniewskiego w jego rodzinnym mieście - Białogardzie.
Tłum, który z torów tramwajowych przyglądał się płonącemu budynkowi, nie miał pojęcia o jej dramatycznej walce o życie. Ona była przekonana, że tragedia dzieje się tylko wewnątrz i nikt nie wie o pożarze
Do tragedii doszło w 1980 r. na drodze między Kobylanką a Płonią. Pojazd był nowy, na liczniku miał zaledwie 400 km. Dlaczego więc doszło do tragedii?
- Pierwszy raz w Polsce mamy do czynienia z kilkunastoosobową siatką dealerów, z których część była zmuszana przemocą do sprzedaży narkotyków. W innych miastach nie notowano dotąd takich spraw - opowiadał Paweł Biedziak, rzecznik prasowy szczecińskiej policji
Kilkadziesiąt osób modlących się codziennie do godz. 2-3 w nocy przed kamienicą przy ul. Wrzosowej w Goleniowie dostrzegło nowe objawienie 11 sierpnia 1998 r.
Byłem w tym lesie z Józefem D. Stary myśliwy z koła Żubr pewnie przedzierał się przez młodnik. W pewnym momencie skamieniał. - Drzewa - szeptał, chociaż w okolicy nie było żywej duszy. - Wycięli drzewa
Idziemy z Anetą przez las w Policach: - Leżałam na ziemi, widziałam nad sobą niebo, gwiazdy i blisko twarzy małą gałązkę. Wydawało mi się, że jestem tak lekka, jakbym ważyła pięć kilo. Już zaczynałam się poddawać. Myślałam sobie: jestem zmęczona i tak nie dam rady. I wtedy usłyszałam głos, tak jakby ktoś mi rozkazał: "Aneto, masz wstać i iść. Masz iść i przeżyć". Jakimś cudem się podniosłam.
Krzysztofa G. poszukiwała cała zachodniopomorska policja. Żandarmeria wojskowa wzmocniła ochronę poligonu w Drawsku Pomorskim. Jedna z hipotez zakładała, że poszukiwany będzie usiłował przekroczyć granicę; inna, że zmierza do krewnych w Szczecinie; kolejna, że zamierza ukryć się na terenie poligonu, na którym osiem lat temu odbywał ćwiczenia wojskowe.
Człowiek nazwany przez policjantów "Eksterminatorem" nigdy nie czytał książek, bo nie mógł się na nich skupić. Swoich ulubionych bohaterów zna z telewizji.
Tomek uniknął aresztowania przez bezpiekę, bo w Wigilię zomowiec okazał się człowiekiem. Piotra pogoń za forsą rzuciła w Wigilię do Moskwy. Marcin, który rozstał się z rodziną, przeżył prawdziwy horror w hotelu Neptun. Michał w środku mroźnej wigilijnej nocy szukał zakopanego w lesie skarbu, a znalazł duchy.
Gdyby Sydonia mieszkała na terenie Rzeczypospolitej, a nie Księstwa Pomorskiego, jako szlachcianka pewnie nie tylko nie zginęłaby, ale nawet nie zostałaby oskarżona o czary.
- Największe imprezy robiliśmy w Domu Marynarza, Korabiu, Domu Kultury Budowlanych - wspominał Tadeusz Klimowski, znany szczeciński dziennikarz, autor piosenek i "człowiek estrady". - To były dla aktorów i estradowców prawdziwe żniwa. Za pieniądze z tych imprez można było dobrze żyć przez pół roku albo np. wykupić wczasy na radzieckim statku.
"Partyzant" pisał do milicji: Jeżeli zgadzacie się, wydrukujcie słowo TAK na marginesie pierwszej strony "Głosu Szczecińskiego" pomiędzy 1-10 czerwca 1975. Jeżeli nie - wojna na śmierć i życie
"Paprykarzowi szczecińskiemu" w popularności mogła dorównać tylko konserwa turystyczna z zieloną naklejką i eksportowa puszka polish ham dostępna w Peweksach.
Pierwsza na świecie kobieta oblatywacz, która w czasie wojny była jednym z pilotów samolotu Hitlera, uczyła się w szczecińskiej szkole lotniczej w Dąbiu.
Kiedy milicjanci zabrali Piotra Ś. z mieszkania w kamienicy przy ul. Kaszubskiej, był zupełnie spokojny. Gdy pokazano mu jego zdjęcie w czarnym mundurze, powiedział: "Nie znam człowieka". - Pamiętam, że najbardziej martwił się tym, że straci turnus w sanatorium - wspomina prokurator Jarosław Augusiak.
Bywa na zamkniętych spotkaniach z premierem. Wśród jego kolegów są politycy i gangsterzy. Lgną do niego artyści, a tajniacy sprawdzają jego włoskie i arabskie kontakty. Rozdaje zupę biednym, robi oko do dziennikarzy. Na otwarciu ostatniej knajpy wstęgę przecinali czterej kolejni prezydenci Szczecina z obecnie urzędującym Marianem Jurczykiem na czele. Oto on: król gastronomii, człowiek z cienia, piąty dan w karate.
Dziewczynka zbyt późno trafiła do szpitala. Jak mogło dość to tej tragedii?
"Wyobraź sobie, że od pewnego czasu śnisz mi się często (co Pani robi w moich snach?). A co się w snach, przynajmniej mnie, dotąd nie zdarzało - śnisz mi się bardzo realistycznie, plastycznie i przy tym radośnie. Przyznasz, że mi się bardzo udało, bo to tak jakby widzenie. Niestety jednostronne".
Były esesman zabijał polskie dzieci, z mięsa robił przetwory i sprzedawał je - taka historia krążyła po Szczecinie. Poszliśmy jej tropem
Dni Morza 1972 r. - 250 artystów, biuro polityczne, tysiące szczecinian i strzał z zabytkowej armaty. Wielka zabawa zamieniła się w koszmar
Wraz z epidemią nakręcała się spirala strachu. Lekarze losowali, który z nich będzie pełnił dyżur na oddziale zakaźnym, pielęgniarki zwalniały się z pracy, a do opieki nad chorymi wysyłano wychowanice domu dziecka. Najdrobniejsze zwichnięcie ręki czy nogi budziło lęk i podejrzenie tej okrutnej choroby.
Tadziu to symbol sukcesu. Przed laty przyszedł w japonkach na szczecińskie targowisko Turzyn. Dziś wyjeżdża stąd mercedesem. Gdy jeszcze chodził w japonkach, podszedł do stoiska z damską bielizną i przedstawił się. Stąd wiadomo, że nazywa się Tand Thion, Tha Dion albo jakoś podobnie. Na bieliźnie nie pamiętają. Ale przypominało to Ta-Dziu. Więc tak zostało.
Ostatni skazany na karę śmierci w Szczecinie przed egzekucją wypił szklankę wina i stwierdził, że jest gotów. Ale do końca nie powiedział, czym obraziła go ofiara
W dwa miesiące po uroczystym otwarciu Borne-Sulinowo ma 50 stałych mieszkańców. Dochodzą tu już autobusy PKS, czynny jest jeden sklep i bar "Pod Orłem". Wkrótce zacznie przyjmować dentysta.
Człowiek podejrzany o zlecenie 10 zabójstw mówi o sobie "Boski Wiatr". Płatni zabójcy jadą na robotę tramwajem i dostają za nią 5 tys. zł. Jest też psychopatyczny gangster, który w więzieniu przyjmuje na audiencjach swoich podwładnych. I mistrz Polski w wyciskaniu leżąc, któremu czterech komandosów nie może założyć kajdanek.
- Był późny wieczór. Pod dom zajechała karetka z sanitariuszem - opowiada prof. Teresa Baranowska-George. - Usłyszałam, że mam natychmiast jechać do szpitala, bo dyżurna pani doktor nie daje już sobie rady.
Tam, gdzie przed wojną Charlotte Riener uczyła muzyki, a po wojnie Piotr Zarzeński tępił pluskwy, będą apartamenty dla biznesmenów, biura i supermarket.
Dziewczynki zaczęły odmawiać "Pod Twoją obronę", potem śpiewały "Serdeczna Matko". I jeszcze krzyk "Mamo, ratuj!". Straszne, makabryczne, tak przejmujące - wspomina Zofia Jackowska, ocalała z tragedii na jeziorze Gardno harcerka .
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.