Było ich na świecie 14. Najsłynniejszy, "niezatapialny", zatonął w dziewiczym rejsie po zderzeniu z górą lodową. Uważane za najpiękniejsze statki pasażerskie w historii, były kwintesencją swojej epoki - tak samo jak parowóz, cylinder i wieża Eiffla. Szybkie, luksusowe i majestatyczne - transatlantyki o czterech kominach, nazywane powszechnie "four-stackers". Mało kto wie, że aż pięć z nich narodziło się w Szczecinie. To do nich bezapelacyjnie należało dziesięć przełomowych lat XIX i XX w. na Atlantyku.
Żałuje, że w powstaniu nie miała aparatu fotograficznego. I że nie przetłumaczyła "Mein Kampf". Dokładnie 10 lat po pierwszej publikacji (24 kwietnia 2011 r.) przypominamy reportaż o zmarłej w czwartek Honorowej Obywatelce Szczecina Krystynie Łyczywek
"Siedzieliśmy w świetlicy i nikt nie chciał iść do prezydium. Strach. Wszyscy wiedzieli, jak to się skończyło w 70. roku. Ludzie więc nas wypychali". Wypchnęli jego, młodego inżyniera. Wyszedł na środek sali, bez mikrofonu, przerażony. Ryknął: - Ludzie, trzeba wybrać przewodniczącego!
"Dzisiejsza wieczerza wigilijna jest tym szczególniejsza, że to pierwsza Gwiazdka po straszliwej wojnie, pierwsza w wolnej ojczyźnie, pierwsza tu, na ziemi odzyskanej, w polskim Szczecinie" - pisała jedyna wówczas szczecińska gazeta w grudniu 1945 r.
28 lutego 1973 r. szefowie polskiej i czechosłowackiej bezpieki giną w katastrofie lotniczej pod Szczecinem. - Mieli tam jechać koleją, nawet salonką, ale w Warszawie popili i byli spóźnieni, dlatego zdecydowali, że polecą - opowiada emerytowany oficer SB
Staliśmy w pierwszym rzędzie w alei fontann, kiedy Gorbaczow pytał, gdzie pracujemy. Odpowiadaliśmy, że w stoczni - wspomina były oficer MO.
Tomek uniknął aresztowania przez bezpiekę, bo w Wigilię zomowiec okazał się człowiekiem. Piotra pogoń za forsą rzuciła w Wigilię do Moskwy. Marcin, który rozstał się z rodziną, przeżył prawdziwy horror w hotelu Neptun. Michał w środku mroźnej wigilijnej nocy szukał zakopanego w lesie skarbu, a znalazł duchy.
Gdyby Sydonia mieszkała na terenie Rzeczypospolitej, a nie Księstwa Pomorskiego, jako szlachcianka pewnie nie tylko nie zginęłaby, ale nawet nie zostałaby oskarżona o czary.
- Największe imprezy robiliśmy w Domu Marynarza, Korabiu, Domu Kultury Budowlanych - wspominał Tadeusz Klimowski, znany szczeciński dziennikarz, autor piosenek i "człowiek estrady". - To były dla aktorów i estradowców prawdziwe żniwa. Za pieniądze z tych imprez można było dobrze żyć przez pół roku albo np. wykupić wczasy na radzieckim statku.
"Partyzant" pisał do milicji: Jeżeli zgadzacie się, wydrukujcie słowo TAK na marginesie pierwszej strony "Głosu Szczecińskiego" pomiędzy 1-10 czerwca 1975. Jeżeli nie - wojna na śmierć i życie
"Paprykarzowi szczecińskiemu" w popularności mogła dorównać tylko konserwa turystyczna z zieloną naklejką i eksportowa puszka polish ham dostępna w Peweksach.
Pierwsza na świecie kobieta oblatywacz, która w czasie wojny była jednym z pilotów samolotu Hitlera, uczyła się w szczecińskiej szkole lotniczej w Dąbiu.
Kiedy milicjanci zabrali Piotra Ś. z mieszkania w kamienicy przy ul. Kaszubskiej, był zupełnie spokojny. Gdy pokazano mu jego zdjęcie w czarnym mundurze, powiedział: "Nie znam człowieka". - Pamiętam, że najbardziej martwił się tym, że straci turnus w sanatorium - wspomina prokurator Jarosław Augusiak.
Bywa na zamkniętych spotkaniach z premierem. Wśród jego kolegów są politycy i gangsterzy. Lgną do niego artyści, a tajniacy sprawdzają jego włoskie i arabskie kontakty. Rozdaje zupę biednym, robi oko do dziennikarzy. Na otwarciu ostatniej knajpy wstęgę przecinali czterej kolejni prezydenci Szczecina z obecnie urzędującym Marianem Jurczykiem na czele. Oto on: król gastronomii, człowiek z cienia, piąty dan w karate.
Dziewczynka zbyt późno trafiła do szpitala. Jak mogło dość to tej tragedii?
"Wyobraź sobie, że od pewnego czasu śnisz mi się często (co Pani robi w moich snach?). A co się w snach, przynajmniej mnie, dotąd nie zdarzało - śnisz mi się bardzo realistycznie, plastycznie i przy tym radośnie. Przyznasz, że mi się bardzo udało, bo to tak jakby widzenie. Niestety jednostronne".
Były esesman zabijał polskie dzieci, z mięsa robił przetwory i sprzedawał je - taka historia krążyła po Szczecinie. Poszliśmy jej tropem
Dni Morza 1972 r. - 250 artystów, biuro polityczne, tysiące szczecinian i strzał z zabytkowej armaty. Wielka zabawa zamieniła się w koszmar
Wraz z epidemią nakręcała się spirala strachu. Lekarze losowali, który z nich będzie pełnił dyżur na oddziale zakaźnym, pielęgniarki zwalniały się z pracy, a do opieki nad chorymi wysyłano wychowanice domu dziecka. Najdrobniejsze zwichnięcie ręki czy nogi budziło lęk i podejrzenie tej okrutnej choroby.
Tadziu to symbol sukcesu. Przed laty przyszedł w japonkach na szczecińskie targowisko Turzyn. Dziś wyjeżdża stąd mercedesem. Gdy jeszcze chodził w japonkach, podszedł do stoiska z damską bielizną i przedstawił się. Stąd wiadomo, że nazywa się Tand Thion, Tha Dion albo jakoś podobnie. Na bieliźnie nie pamiętają. Ale przypominało to Ta-Dziu. Więc tak zostało.
Ostatni skazany na karę śmierci w Szczecinie przed egzekucją wypił szklankę wina i stwierdził, że jest gotów. Ale do końca nie powiedział, czym obraziła go ofiara
W dwa miesiące po uroczystym otwarciu Borne-Sulinowo ma 50 stałych mieszkańców. Dochodzą tu już autobusy PKS, czynny jest jeden sklep i bar "Pod Orłem". Wkrótce zacznie przyjmować dentysta.
Człowiek podejrzany o zlecenie 10 zabójstw mówi o sobie "Boski Wiatr". Płatni zabójcy jadą na robotę tramwajem i dostają za nią 5 tys. zł. Jest też psychopatyczny gangster, który w więzieniu przyjmuje na audiencjach swoich podwładnych. I mistrz Polski w wyciskaniu leżąc, któremu czterech komandosów nie może założyć kajdanek.
- Był późny wieczór. Pod dom zajechała karetka z sanitariuszem - opowiada prof. Teresa Baranowska-George. - Usłyszałam, że mam natychmiast jechać do szpitala, bo dyżurna pani doktor nie daje już sobie rady.
Dziewczynki zaczęły odmawiać "Pod Twoją obronę", potem śpiewały "Serdeczna Matko". I jeszcze krzyk "Mamo, ratuj!". Straszne, makabryczne, tak przejmujące - wspomina Zofia Jackowska, ocalała z tragedii na jeziorze Gardno harcerka .
Sprzedawcy narkotyków i palacze trawki od dwóch miesięcy niszczą boiska i drogi w kilku miejscowościach województwa szczecińskiego. Szukają pozostałości z 14 ton haszyszu spalonego w Zakładach Chemicznych "Wiskord" w Żydowcach.
Wszyscy teraz żałują, że sprawa wyszła na jaw. Dziewczyny, bo na lekcjach słyszą "cicho, ku...y z pierwszej ławki", a chłopcy, bo może wylecą ze szkoły za picie na szkolnym biwaku
To był pierwszy dziesięciotysięcznik zbudowany w Stoczni Szczecińskiej, na dodatek według nowej technologii. - Czy będzie milicja? - pytał kapitan statku "Janek Krasicki". - Milicji nie będzie, ponieważ na taką uroczystość połączoną z młodzieżowym wiecem nie możemy się obstawiać milicją - odpowiedział młody działacz.
I sekretarz KW PZPR pokazał premierowi nowy amfiteatr z łukiem. Jaroszewicz: - Co to za rozpasanie, kiedy brak betonu do wielkich budowli socjalizmu!?
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.