Po włożeniu kluczyka do stacyjki nie uruchamiamy od razu rozrusznika. Po częściowym przekręceniu kluczyka (do pozycji, w której zaświecą się kontrolki) warto odczekać kilka sekund. To ważne zwłaszcza w silnikach diesla, w którym świece żarowe muszą podgrzać się do odpowiedniej temperatury (w takich silnikach nie odpalamy auta, dopóki nie zgaśnie lampka w kształcie spirali).
Rozrusznikiem kręcimy nie dłużej, niż kilka sekund. Po odpaleniu auta zimą, warto chwilę odczekać, zanim ruszymy.
Jeśli silnik nie zaskoczy, kolejną próbę jego uruchomienia podejmujemy po 2-3 minutach. Jeśli kilka kolejnych prób się nie powiedzie, to znaczy, że mamy problem.
Ten (wciąż powszechny) sposób uruchamiania silnika jest przez ekspertów wręcz zakazany. Twierdzą, że grozi to uszkodzeniem katalizatora. W samochodach na olej napędowy popychając auto można zerwać pasek rozrządu i uszkodzić silnik.
Gdy akumulator jest zbyt słaby, by uruchomić silnik, można go spróbować podładować z innego samochodu. Akumulatory obu aut łączy się dwoma przewodami (tzw. klemami), które można kupić w każdym sklepie motoryzacyjnym. Klemy składają się z dwóch przewodów: jeden z nich (minus) ma czarne lub niebieskie zaciski a drugi (plus) czerwone. Gdy w obu autach wszystko jest wyłączone, kablami łączymy najpierw plus z plusem obu akumulatorów - rozładowanego i sprawnego (zaczynając od tego, który nie działa). Jak postępować dalej? Instrukcje bez trudu można znaleźć w internetowych poradnikach motoryzacyjnych.
Zdecydowanie odradzamy samodzielnie uruchamiać auta w ten sposób osobom, które się na tym nie znają - nieumiejętne działanie może doprowadzić do porażenia prądem lub uszkodzenia samochodu.
Jak się nie znasz na samochodach i nie masz klemów, możesz zawołać pomoc. Najtańszą oferują kompanie taksówkowe. Kosz uruchomienia silnika z taksówkowego akumulatora to w Szczecinie 15-20 zł (dojazd do unieruchomionego auta - gratis). Jednak taksówkarzy mających kable do podładowywania akumulatorów jest za mało. Trzeba się liczyć z dłuższym oczekiwaniem na przyjazd. W aucie z unieruchomionym silnikiem można do tego czasu nieźle zmarznąć.
W samochodach napędzanych olejem napędowym (zwłaszcza tych niegarażowanych) przyczyną kłopotów z uruchomieniem silnika może być zamarznięcie paliwa w przewodach (ropa ma dużo wyższą temperaturę zamarzania niż benzyna; przy zimnie mogą się w niej wytrącać kryształki parafiny). Jedyną radą w takim wypadku jest wprowadzenie samochodu do ogrzewanego pomieszczenia lub... poczekanie na odwilż.
Przy mrozach obowiązkowe jest stosowanie paliw tzw. zimowych. Przed zatankowaniem warto zorientować się, czy oferuje je dana stacja benzynowa.
Na rynku są dostępne tzw. uszlachetniacze, które - dodane do paliwa - obniżają temperaturę jego zamarzania. Wśród ekspertów jest jednak tyluż zwolenników ich stosowania, co zdecydowanych przeciwników.
Żeby nazajutrz nie mieć problemów, warto dokładnie sprawdzić auto po zakończonej jeździe. Nigdy, a zwłaszcza w czasie mrozów, nie wolno zostawiać włączonych świateł, lampki oświetlającej wnętrze, radia czy ogrzewania. Może to doprowadzić do tzw. głębokiego rozładowania akumulatora, co zwykle kończy się jego wymianą na nowy.
Przy bezobsługowych akumulatorach lepiej nie majstrować samemu. Nie wolno ich demontować i zabierać na noc do domu, bo może to spowodować usterki w działaniu elektroniki auta (podtrzymywanej na bieżąco nawet po wyłączeniu silnika). Na obudowie akumulatorów nowszego typu są jednak diody, które pomagają nawet laikowi ocenić ich stan. Gdy zaświeci się dioda czerwona, to znak, że coś jest nie tak. Trzeba wtedy jechać na sprawdzenie i ew. doładowanie w specjalistycznym warsztacie.
Sami możemy doładowywać akumulatory obsługowe - w domu lub garażu podłączając je do prostownika. W razie potrzeby możemy też uzupełnić poziom elektrolitu, dolewając wody destylowanej. Uwaga! Trzeba być bardzo ostrożnym: roztwór elektrolitu jest żrący.
Dzisiejsza gazeta (e-wydanie)
Wszystkie komentarze