Fot. Adam Stępień / Agencja Ga
Jakie były kryteria oceny lodów
Moda na lody tradycyjne, naturalne i rzemieślnicze trwa. Kilka lat temu w mieście można było zjeść głównie w lodziarniach sieciowych. Zmieniło się to, kiedy został otwarty pierwszy punkt z Lodami Marczak. Kolejki przy ul. Piłsudskiego były bardzo duże. To chyba zachęciło innych do otwierania "autorskich" lodziarni. Teraz w Szczecinie jest już kilkadziesiąt punktów oferujących różne - proste i najwymyślniejsze - mrożone desery.
Odwiedziłam kilkanaście miejsc (lodziarnie i kawiarnie). Wszędzie chciałam spróbować dwóch smaków. Żeby było sprawiedliwie, miały być jak najbardziej tradycyjne: śmietankowe bądź waniliowe i czekoladowe. Niestety, nie wszędzie mi się to udało. Te podstawowe smaki chyba nie są modne, bo w niektórych lokalach ich po prostu nie było.
Lody pomagał mi oceniać zawodowy kucharz. Pod uwagę braliśmy głębię smaku, konsystencję, poziom słodkości. Ocenialiśmy je w skali od 1 do 5. W pierwszej kategorii najniższa nota oznaczała smak nijaki, a najwyższa - wyraźnie wyczuwalny, głęboki, przyjemny dla podniebienia. W drugiej kategorii braliśmy pod uwagę stopień zmrożenia, to czy lody są kremowe, czy raczej puszyste, jak szybko się roztapiają. Jedynka oznaczała lody twarde, zbite i "wodniste", zaś piątka - konsystencję kremową lub puszystą, bez kryształków lodu. Ostatnia kategoria dotyczyła poziomu słodkości. Tutaj najniższa nota to lody praktycznie niesłodkie, dwa i pół, to słodycz zbilansowana, zaś pięć to deser zbyt słodki. W ostatecznym rozrachunku przyznawaliśmy ocenę za całość. Jeden to oczywiście lody najmniej smaczne, a pięć - te najsmaczniejsze.
Zadanie nie było łatwe, więc punkty często były przyznawane w połówkach. Wiele lokali zajęło miejsca ex aequo. A to dlatego, że niektórzy wolą lody bardzo słodkie, inni z kolei cenią te puszyste. Każdy ma inne preferencje. Jednak staraliśmy się oceniać smaki i konsystencję jak najbardziej obiektywnie.
Wszystkie komentarze
Największy i najstarszy nie oznacza, że jest wart uwagi. Chociaż może być.
A czy przypadkiem Castelari nie robi lodów z proszku?