Andrzej Kraśnicki jr
Spacer zaczynamy przy nowo otwartym hotelu Dana. To aleja Wyzwolenia 50, przed wojną Pölitzerstrasse 30, do 1965 roku ulica Roosvelta 30.
Imponujący gmach powstał w latach 20. XX wieku. Należał do firmy Karstadt A.G. czyli istniejącej do dziś w Niemczech sieci handlowej. Firma szyła w Szczecinie ubrania męskie sprzedawane w swoich sklepach. Nie zajmowała jednak całego budynku. Z przedwojennych ksiąg adresowych wynika, że mieścił się w nim także oddział farbiarni należącej do Otto Badera (główna siedziba była w Dąbiu), fryzjer Gabriel, drogeria, sklep z cygarami Bülow.
Na pierwszym przedwojennym zdjęciu widać gmach w otoczeniu okolicznej zabudowy, która nie przetrwała wojny. Zdjęcie wykonane zostało od strony obecnej ul. Ofiar Oświęcimia. Interesujący nas budynek łatwo rozpoznać po charakterystycznej kopule.
Ciekawie przedstawia się też widok jak był sprzed wejścia do budynku w kierunku Niebuszewa. Stromo opadająca ulica w dół to obecna ul. Ofiar Oświęcimia. Jak widać była zabudowana kamienicami. Wojnę przetrwała tylko jedna. W miejscu pozostałych są wieżowce z lat 70. XX wieku.
sedina.pl
Andrzej Kraśnicki jr
Powojenna historia budynku zaczyna się w 1949 roku, kiedy to po trwających pięć miesięcy pracach adaptowano go na potrzeby szczecińskiego oddziału Państwowych Zakładów Konfekcyjnych. Firma działała w Szczecinie od października 1945 roku. Początkowo w budynku przy ul. 5 Lipca 16/25 (dziś to opuszczony, zdewastowany gmach w podwórzu), a potem także przy ul. Jagiellońskiej 20-21 (dziś obiekt zajmuje ZUT. Firma szyła bieliznę oraz mundury dla żołnierzy i kolejarzy. Już w 1947 roku firma zatrudniała 800 osób i miała 600 maszyn. Rozrastająca się firma potrzebowała więcej pomieszczeń, stąd zajęcie gmachu przy skrzyżowaniu ówczesnej ul. Roosvelta i św. Andrzeja Boboli (przemianowanej później na Odzieżową).
Nowa siedziba wraz z nową nazwą - Zakłady Odzieżowe im. 22 Lipca otwarta została w grudniu 1949 roku. Jak donosiła ówczesna prasa uroczystość połączono z akademią z okazji siedemdziesiątych urodzin Józefa Stalina. Był ówczesny wojewoda Włodzimierz Migoń, odczytano listy z życzeniami dla załogi od Prezydenta RP Bolesława Bieruta, marszałka Polski Konstantego Rokossowskiego oraz wicepremiera Hilarego Minca. Na ścianie gmachu namalowano wkrótce reklamę, w której ZPO polecały odzież damską, męską i dziewczęcą.
Przełomowy moment w historii to rok 1951, kiedy to na czele firmy staje Domicela Mazurkiewicz. Był to typowy dla tamtych czasów awans. Mazurkiewicz zaczynała pracę w zakładzie w 1946 roku jako szwaczka. Zwykle tego typu personalno-propagandowe zagrywki (np. motorniczy zostawał szefem przedsiębiorstwa tramwajowego) kończyły się katastrofalnie. Pani Domicela okazała się jednak świetną organizatorką. Rządziła firmą 31 lat budując jej potęgę i sławę. W 1963 roku firma zatrudniła projektantki: Zofię Zdun-Matraszek, Izabelę Górską-Wójcik, Halinę Karpińską i Katarzynę Wróblewską. Zmieniono także profil produkcji, na odzież damską i dla dziewcząt. Pierwszym hitem okazały się sukienki tzw. chłopki zaprojektowane przez Zofię Zdun-Matraszek.
Fot. Cezary Aszkiełowicz / Agencja Gazeta
W 1967 roku firma zaczęła działać pod nazwą Dana. Pochodziła od zdrobnienia imienia Domicela. Dana stała się wizytówką Szczecina znaną na całą Polskę. Zatrudniała ponad 3,5 tysiąca osób.
W 1976 roku Dana została rozbudowana. Obok przedwojennego budynku powstał wieżowiec oraz łącznik ozdobiony typową dla tamtych czasów mozaiką. Jej autorem był znany szczeciński malarz Tadeusz Eysymont. W 2008 roku w związku z planowaniem wyburzenia budynku syn autora mozaiki - Jarosław Eysymont - ze wsparciem miasta zdemontował dzieło. Wciąż czeka w magazynach muzeum na umieszczenie na innym budynku.
CEZARY ASZKIEŁOWICZ
Fot. Dariusz GORAJSKI / AG
Dana popadła w tarapaty w połowie lat 90. XX wieku, kiedy to na rynku pojawiło się najpierw mnóstwo odzieży z Włoch (w Szczecinie królował sklep Elegancja Italiana przy placu Zgody), a później z Azji i Chin. W 1997 roku firmę sprywatyzowano, później dzielono na część handlową i produkcyjną. Jeszcze w 2002 roku zatrudniano 250 osób. Szyto na eksport pod innymi markami. W roku 2003 próbowano wskrzesić dawną markę. Pojawiła się nowa kolekcja ubrań - dla eleganckich kobiet, lubiących łączyć elegancję ze swobodą. Zorganizowano nawet pokaz mody.
Fot. Dariusz Gorajski / AG
Sukcesu rynkowego jednak nie było. W 2006 roku należące wciąż do skarbu państwa budynki Dany zostały sprzedane zostały sprzedane warszawskiemu deweloperowi J.W. Construction. Zapowiadano przede wszystkim budowę najwyższego wieżowca w Szczecini - Hanza Tower. Skończyło się na przeciąganiu inwestycji w czasie. Dopiero w lutym 2011 roku zburzono niszczejący i opuszczony wieżowiec. W jego miejscu powstała jedynie część podziemna przyszłego wysokościowca.
Fot. Cezary Aszkiełowicz / Agencja Gazeta
CEZARY ASZKIEŁOWICZ
Inwestor zdołał jednak tworzyć w tym roku hotel, który działa pod historyczną nazwą Dana w przedwojennym gmachu fabryki.
CEZARY ASZKIEŁOWICZ
Dochodzimy do rozległego skrzyżowania, którego patronem jest Wincenty Witos. Skrzyżowanie jest pamiątką po ambitnych planach z lat 70. kiedy to zakładano budowę dwujezdniowej arterii łączącej ulicę Gontyny i plac Szarych Szeregów (wówczas Lenina). Od strony tego ostatniego arteria miała częściowo przebiegać pod ziemią, by wyłaniać się w rejonie placu z kościołem Dominikanów. Na ilustracji poniżej plac Lenina po planowanej przebudowie wraz z zagłębioną ulicą Wielkopolską.
zbiory autora
Pod inwestycję zostawiono szeroki, niezabudowany pas ziemi. Powstało tylko skrzyżowanie. Miało to miejsce w latach 1979-1984 kiedy to przebudowywano aleję Wyzwolenia z jedno jezdniowej, brukowanej ulicy do obecnej postaci. Skrzyżowanie powstało od razu, by później nie przebudowywać alei raz jeszcze.
Fot. Cezary Aszkiełowicz / Agencja Gazeta
Obecnie planowanej przed laty arterii nie ma we współczesnym planach inwestycyjnych. Pytany o to przez Wyborczą zastępca prezydenta Michał Przepiera powiedział że dziś nie jest po prostu potrzebna.
- Miała służyć przede wszystkim dostępowi do stoczni - mówił Przepiera. - Dziś priorytety się zmieniły. Mamy znacznie ważniejsze inwestycje drogowe, które powinniśmy w tym czasie realizować: Autostradę Poznańską z węzłem w Podjuchach i dwa kolejne etapy obwodnicy śródmiejskiej.
Stare plany wciąż jednak blokują trwałe zagospodarowanie terenu. Jego część zajęło w 1999 roku Centrum Handlowe Fala. Kupcy narzekają, że mają tylko przedłużane od tamtego roku czasowe umowy dzierżawy terenu.
Decyzja co dalej ze skrzyżowaniem ma zapaść dopiero po zbudowaniu wieżowca Hanza Tower.
To jedyny zachowany, przedwojenny budynek na całym odcinku alei Wyzwolenia od Dany aż do ul. Małopolskiej. Willa zbudowana została w 1880 roku. Należała do kupieckiej rodziny Fischmerów. Od 1946 roku była siedzibą ludowców - najpierw PSL Stanisława Mikołajczyka, później Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego, a po 1989 roku znów PSL. I tak było do listopada 2015. Partia opuściła willę przenosząc się do innej siedziby i teraz willę chce sprzedać.
CEZARY ASZKIEŁOWICZ
CEZARY ASZKIEŁOWICZ
Willa formalnie należy do Fundacji Rozwój, którą ludowcy założyli w 2002 r. Na jej czele stoją szefowie krajowego PSL. Działacze przekazali fundacji cały majątek PSL (nieruchomości wyceniano wówczas na 100 mln zł). Była to ucieczka przed ustawą, która zakazała partiom m.in. czerpania korzyści z wynajmu nieruchomości. A PSL chciał takie korzyści czerpać wynajmując piwnice na pub, a wnętrza m.in. szkole nauki jazdy.
Co ciekawe do 2003 r. właścicielem gmachu było miasto. Za czasów prezydentury Mariana Jurczyka Szczecin sprzedał ludowcom willę. Za wyceniony na 1,81 mln zł budynek miasto zażyczyło sobie 736 tys. zł w ratach rozłożonych na 10 lat. Dziś nieruchomość jest warta kilka razy więcej. - Zastosowaliśmy standardowe bonifikaty, na jakie zezwala ustawa o gospodarowaniu nieruchomościami - tłumaczył wtedy Gazecie Piotr Krzystek, dziś prezydent, wówczas zastępca Mariana Jurczyka.
PSL był fatalnym gospodarzem. Obiekt wpisany do rejestru zabytków doprowadził do ruiny. Elementy elewacji rozpadają się.
Mniej więcej vis a vis willi PSL jeszcze w latach 80. XX wieku stała kamienica - ostatni relikt zabudowy, który pozwalał wyobrazić sobie przedwojenną zabudowę tego odcinka ulicy. Ten rejon pokazujemy na archiwalnym, przedwojennym zdjęciu u góry.
Aż do lat 80. XX wieku Wyzwolenia była jednojezdniowa. Ulica zajmowała jedynie dzisiejszą jezdnię, którą jedziemy od stron Niebuszewa w kierunku centrum. Kamienica, która przetrwała wojnę stała więc tam gdzie dziś są tory tramwajowe. Zburzona została w pierwszej połowie lat 80. kiedy budowano drugą jezdnię (w kierunku Niebuszewa) i przenoszono tory na pas między jezdniami. Zmianę dokumentują dwa zdjęcia wykonane od strony placu Rodła.
fotopolska.eu
CEZARY ASZKIEŁOWICZ
Andrzej Kraśnicki
Andrzej Kraśnicki jr
Stoją dziś na przystanku tramwajowym przy przejściu podzielnym jesteśmy mniej więcej w miejscu, gdzie był budynek niewielkiego kina Filmeck.
Andrzej Kraśnicki jr
Sam obiekt (pod adresem Pölitzerstrasse 23) powstał prawdopodobnie na początku XX wieku jako Vergnügungsestablissement Philharmonie co oznacza, że był salą koncertową. W 1927 roku został przebudowany na wspomniane kino. Tuż obok odchodziła w bok ulica prowadząca w kierunku obecnego osiedla Grunwaldzkiego. Nie ma dziś po niej śladu.
Dochodzimy do skrzyżowania alei Wyzwolenia z ul. Malczewskiego. To jedno z tych miejsc, które przed wojną wglądały zupełnie inaczej. Nie chodzi tylko o to, że wcześniej była tu jedna jezdnia z torami, a dziś dwie z torami pomiędzy nimi. Zmieniła się całkowicie zabudowa. Z tej przedwojennej nic nie przetrwało II wojny światowej. Jak duże zmiany zaszły widać porównując przedwojenne i współczesna zdjęcia wykonane mniej z tego samego miejsca.
Andrzej Kraśnicki jr
Przedwojenny układ ulic funkcjonował do pierwszej połowy lat 80. kiedy powstała druga jezdnia alei Wyzwolenia, a samo skrzyżowanie z ul. Malczewskiego zostało rozbudowane. Modernizacja zaczęła się jeszcze w 1979 roku, a jej wizytówką było pierwsze w Szczecinie przejście podziemne.
Jego budowa ruszyła w kwietniu 1979 roku. Przejście podziemne było i jest wciąż chyba zbyt szumną nazwą na określenie tego co przebiega pod aleją Wyzwolenia. To w zasadzie prosty tunel z wyjściami na przystanki tramwajowe. Ta skromność, w porównaniu z przejściami podziemnymi w innych miastach Polski, była aż nadto widoczna. - Zaprojektowano je z maksymalną prostotą. Pod ziemią nie będzie z uwagi na koszty i znane kłopoty z wykonawstwem żadnych punktów usługowych - pisały bez ogródek gazety.
Sama budowa też przebiegała w sposób mało efektowny. Nie było żadnego rycia pod ziemią. Po prostu kopano dół, budowano konstrukcję tunelu, a wszystko potem zasypywano ziemią. Prace ciągnęły się niemiłosiernie długo, przede wszystkim z powodu chronicznego braku materiałów. Dopiero w końcu 1983 roku odważono się ustalić planowaną datę końca inwestycji - 31 grudnia 1983. Budowlańcy uznali wówczas najwyraźniej, że nie ma się co spieszyć z porządkowaniem terenu wokół tunelu. Gazety irytowały się, że robotników na placu budowy nie widać, a ludzie mają już dość brodzenia w piasku i błocie.
Przejście po prawie 5 latach budowy w końcu powstało, trudno jednak uznać by była to jakaś szczególnie pilna i konieczna tego typu inwestycja w tym miejscu.
Obecnie planowane jest zastąpienie tunelu naziemnymi przejściami dla pieszych.
Andrzej Kraśnicki jr
Dwa długie wieżowce stojące między skrzyżowaniem alei Wyzwolenia, a placem Rodła to jedno z najbardziej charakterystycznych miejsc przy al. Wyzwolenia.
Andrzej Kraśnicki jr
Budynki pochodzą z połowy lat 60. XX wieku i charakteryzują się typową dla tamtych czasów ciasnotą w mieszkaniach. To efekt tzw. normatywów wprowadzonych przez ekipę Władysława Gomułki - pierwszego sekretarza KC PZPR.
Normatywy przewidywały na przykład, że powierzchnia mieszkania jest uzależniona od liczby osób, które w nim zamieszkają. Na jedną zaś osobę przypada maksymalnie 7 metrów kwadratowych. Trzy osobowa rodzina musiała więc zmieścić się na powierzchni 21 metrów kwadratowych (tyle mają dziś same pokoje dzienne w nowo wznoszonych budynkach). Oznaczało to mikroskopijne dwa pokoje, kuchnię we wnęce bez okna i malutką łazienkę. Na potrzeby tych ostatnich zaczęto produkować dużo mniejsze od standardowych wanny. Umywalek zmniejszać nie trzeba było. Łazienki były tak małe, że po prostu nie było na nie miejsca. Do tego wszystkiego doszła niska wysokość mieszkania. Sufit zaczynał się wraz z końcem okiennych framug. Dobranie do tej wysokości lampy, w którą nie uderzało by się głową było cudem.
Nieżyjący już architekt Witold Jarzynka, z którym rozmawiałem przed laty wspominał:
- Stowarzyszenie Architektów Polskich i socjolodzy zajmujący się mieszkalnictwem protestowali. Dawało to jednak mierne efekty.
Były wprawdzie bardziej konkretne próby oporu ze strony spółdzielni mieszkaniowych, które nie chciały realizować wytycznych władzy. Bunt zgasiła uchwała Rady Ministrów, która mówiła o tym, że spółdzielnia, która nie zastosuje się do norm nie ma co liczyć na sensowny kredyt na budowę.
Od normatywów nie było odstępstw.
- W jednym z projektów popełniłem drobny błąd. Pokój wyszedł mi 10 centymetrów kwadratowych większy niż powinien. I projekt powędrował do kosza - mówi jeden z ówczesnych architektów.
Z drugiej jednak strony część środowiska architektów wcale nie uważała takich projektów za złe. Wystarczy przejrzeć archiwalne numery ich branżowego pisma Architektura. W jednym z nich można przeczytać, że: ciekawym rozwiązaniem jest wygospodarowanie wnęki sypialnej dla dzieci, oddzielonej kotarą od pokoju sypialnego rodziców.
Kilka stron dalej przerażenie budzi tekst o zaletach projektu mieszkania, które oprócz łazienki, było by jednym pomieszczeniem. Mieszkańcy dzielili by je sobie na pokoje przy pomocy słynnych meblościanek.
Architektów emocjonalnie związanych z budownictwem sprzed 40 lat irytuje też to jak obecnie przebiega ich ocieplanie. Przy okazji tej operacji niszczone są oryginalne elementy elewacji, duże okna klatek schodowych - czyli elementy, które nadawały bryle budynku jakiś wyraz. W latach 90. XX wieku w obu wieżowcach zabudowano też podcięcia na ich końcach. Tam budynek wspierał się na filarach dodając mu nieco lekkości.
Andrzej Kraśnicki jr
Jeden z wieżowców - ten bliżej placu Rodła - był w latach 70. i 80. ważnym elementem pochodów pierwszomajowych. Przed budynkiem ustawiana była trybuna dla lokalnych, partyjnych kacyków, którzy pozdrawiali maszerujących aleją Wyzwolenia. Jeden z takich pochodów upamiętnia tablica stojąca przy wejściu do Galaxy. Przypomina ona o tzw. czarnym marszu 1 maja 1971 roku. Grupa robotników rozwinęła wówczas przed trybuna sztandary z hasłami domagającymi się ukarania winnych tragedii Grudnia 70.
Andrzej Kraśnicki jr
Wielki plac, na którym stoi dziś Galaxy, Pazim i gmach ZUS, był przed wojną całkowicie zabudowany kamienicami przedzielonymi gęstą siatką ulic. Bombardowania w czasie II wojny światowej zniszczyły cały ten obszar jeszcze gorzej niż Starówkę.
W 1945 roku było to już morze gruzów, gdzie nawet w dzień strach było się zapuścić. Cudem ocalała kamienica przy ul. Malczewskiego i jeszcze jedna, rozebrana w latach 80. XX wieku. (dziś jest tam gmach ZUS).
W latach 50. XX wieku widziano tu gmach nowego teatru i filharmonię, a także reprezentacyjny hotel, dom towarowy i wielkie kino. Wszystko to miało stać na tzw. placu Centralnym, który od strony Niebuszewa miał być zamknięty gmachem Wojewódzkiego Domu Kultury. Pod koniec lat 50. plany zmodyfikowano, odchodząc od pomysłu Alei Defilad. Doszedł nowy element: hala widowiskowo-sportowa na 3,5 tys. widzów, która miała stanąć tam, gdzie później Pazim.
Najbardziej efektowne pomysły na zagospodarowanie tego kawałka śródmieścia pochodzą z lat 70. - epoki propagandy sukcesu.
Plan zagospodarowania tego rejonu miasta powstał pod kierunkiem dwóch szczecińskich architektów: Andrzeja Skopińskiego i Witolda Jarzynki. Był doprawdy imponujący. Zapowiedzią tworzenia nowego centrum miasta było rozpoczęcie budowy hotelu Neptun. Otwarcie planowano na rok 1978. Neptun miał być jednak tylko niewiele znaczącym obiektem. Tym najważniejszym były na planie Skopińskiego i Jarzynki dwa połączone ze sobą wieżowce: jeden 30-, drugi 38-piętrowy - oba przeznaczone na hotele mogące pomieścić 1500 gości. Te najwyższe w Szczecinie budynki stanąć miały w miejscu, gdzie dwadzieścia lat później postawiono Pazim.
zbiory autora
Na tym jednak nie koniec budowy szczecińskiego Manhattanu. Na planie widać jeszcze trzy inne niemałe wieżowce. Planiści usytuowali je mniej więcej pośrodku pustego placu. Każdy z nich miał liczyć około 24 pięter. To tu chciano przenieść m.in. biura Stoczni Szczecińskiej (wówczas imienia Adolfa Warskiego) czy też zapomnianych już instytucji, wówczas potęg, jak Zjednoczenie Gospodarki Rybnej i Rybex. Oprócz tych gigantów zaplanowano w tych gmachach miejsca dla mniejszych firm i biur podróży.
Rozbudowane było też zaplecze tych trzech równych dzisiejszemu Pazimowi wieżowców. Od strony ulicy Matejki zaplanowano budowę kina panoramicznego (wówczas był to krzyk mody) na około 1000 widzów, restauracje, bary szybkiej obsługi, salony mody, gabinety kosmetyczne oraz, jak ujęto to w planie, lokale nocne z działalnością rozrywkową.
Nie da się ukryć, że bardzo ciekawie zaprojektowany został zespół budynków wzdłuż alei Wyzwolenia, w miejscu, gdzie powstało Galaxy. Konstrukcja obiektów przypomina powysuwane, ustawione jedna na drugiej szuflady. Wszystkie części miały być niezależnymi salami połączonymi pasażem i ruchomymi schodami. To właśnie tu planowano umieścić m.in. największy w ówczesnej Polsce dom towarowy o powierzchni 20 tys. m kw. Widziano też w tym kompleksie bary kawowe i gastronomiczne, winiarnie, piwiarnie, salony mody oraz duży supersam spożywczy i to wszystko w klimatyzowanych pomieszczeniach. Dla kierowców zaplanowano podziemny, dwukondygnacyjny parking mogący pomieścić około 600 aut.
Realizacja tych projektów miała zająć kilkanaście lat. Koniec epoki Gierka sprawił, że na zawsze spoczęły na dnie szuflad.
Kolejna fala optymizmu i wiary w nieograniczone możliwości dopadła nas na początku lat 90. Szczecińskie gazety zapowiadały szumnie, że tylko kilka lat dzieli nas od powstania w centrum miasta Manhattanu. Koniec starego systemu i narodziny nowego miały spowodować niespotykaną wręcz przemianę Szczecina. Nic z tego nie wyszło.
Andrzej Kraśnicki jr
Jesień 1999. Prezydentem miasta jest Marian Jurczyk, który rządzi razem z działaczami SLD.
- To będzie transakcja stulecia - zapowiada wiceprezydent Dariusz Wieczorek z SLD, zastępca Mariana Jurczyka.
Wystawioną na przetarg działkę obok Pazimu za 123 mln zł kupiła kielecka spółka Echo Investment. Firma wpłaciła do miejskiej kasy 30 mln zł, reszta została rozłożona w ratach na 98 lat. Centrum Handlowo-Rozrywkowe Galaxy otwarte zostało 1 października 2003 roku. Pierwsi klienci liczyli na promocje. Jak zanotował nasz reporter: wzięciem cieszyły się jajka po 5,99 zł za 30 sztuk, cukier po 1,65 zł za kilogram i papryka czerwona po 2,99 zł za kilogram.
Dariusz Gorajski
Będąc między Galaxy, a opisywanymi wcześniej wieżowcami wkraczamy w rejon, którego historia bez ilustracji jest trudna do objaśnienia. Tak wiele się tu zmieniło.
Stoimy na alei Wyzwolenia pomiędzy dwoma wieżowcami. Po prawej mamy przejście w kierunku ul. Kujawskiej. Po lewej Galaxy. Tu przedwojenna ulica skręcała lekko w lewo i prowadziła wprost na zachowany do dziś fragment - to obecna ulica Roosvelta przy której jest Izba Skarbowa.
Andrzej Kraśnicki jr
Andrzej Kraśnicki jr
Dużo lepiej wyobrazić sobie ten układ ulic wdrapując się na ostatnie piętro Izby Skarbowej. Zdjęcie tuż powojenne już bez zniszczonych budynków) i współczesne (poniżej) powstały z tego samego miejsca.
fotopolska.eu
Andrzej Kraśnicki jr
Na całej długości ul. Roosvelta, aż do obecnej ulicy Matejki, była linia tramwajowa. Śladem po tamtym przebiegu ulicy są dwa stare drzewa rosnące przez Pazimem. Tam też mniej więcej w bok odchodziła Moltkestrasse po wojnie nazwana ulicą Jaromira. W nią także skręcał tramwaj. To obecny odcinek alei Wyzwolenia od placu Rodła do placu Żołnierza.
Przedwojenny układ ulic istniał do końca lat 70. XX wieku kiedy to zbudowano plac Rodła, zbudowano także jego połączenie z ulicą Matejki, a ulicę Roosvelta ograniczono do obecnego, krótkiego odcinka. Przebudowę poprzedziła zmiana patronów. Roosvelta na odcinku od Niebuszewa do ul. Mariana Buczka (dziś Piłsudskiego) i Jaromira - od skrzyżowania z ul. Mariana Buczka do placu Żołnierza stała się jedną ulicą - aleją Wyzwolenia.
I jeszcze dwa porównania tego odcinka al. Wyzwolenia
Andrzej Kraśnicki jr
CEZARY ASZKIEŁOWICZ
Obecny plac Rodła to efekt przebudowy układu dróg w tym rejonie alei Wyzwolenia. Prace wykonywano pod koniec lat 70. XX wieku. Szokująco wypada porównanie tego zakątka miasta ze zdjęciami przedwojennymi. Trudno doszukać się tu podobieństw. Trudno też o ślady z przeszłości. Jedyną pamiątką jest stare drzewo rosnące na przystanku tramwajowym (kierunek plac Grunwaldzki). Kiedyś było częścią skweru widocznego na starych pocztówkach
fotopolska.eu
Andrzej Kraśnicki jr
Przy placu Rodła wśród powojennej zabudowy wyróżnia się budynek, w którym przez lata na parterze działał sklep sportowy Camping. W latach 50. szokował. Dlaczego? Spróbujmy wyobrazić sobie ówczesny wygląd tej części miasta. Była kompletnie zniszczona. W 1958 r. w niektórych miejscach ruiny kamienic nie były jeszcze do końca uprzątnięte. I nagle w środku tego rumowiska wyrósł w ciągu roku nowy budynek. Nowoczesna architektura, jasnożółta elewacja, kolorowe balkony. Czegoś takiego jeszcze w Szczecinie nie było.
fotopolska.eu
Andrzej Kraśnicki jr
I jeszcze te wnętrza: duże pokoje, umeblowane kuchnie, szafy we wnękach, parkiet, importowane ze Szwecji okna. To na tle powszechnej ciasnoty i prowizorki (duże, stumetrowe mieszkania w kamienicach były już podzielone na kilka rodzin) było czymś niespotykanym. Ci, którzy w 1959 r. się tu wprowadzili, wygrali los na loterii. Podobnie jak rodziny, które dostały przydział na mieszkania w kilku podobnych blokach powstałych wkrótce w tej części centrum. Komisja partyjna, która przyjechała z Warszawy, zobaczyć te cuda, była ponoć tymi luksusami oburzona.
Ostatni odcinek naszego spaceru to dwujezdniowa aleja między placem Rodła, a placem Żołnierza. Aż do końca lat 70. była tu jednak tylko jedna, brukowana jezdnia z linią tramwajową. Prowadziła śladem dzisiejszej jezdni w kierunku placu Żołnierza. Tam, gdzie dziś jest linia tramwajowa i jezdnia w kierunku placu Rodła był szeroki pas zieleni, który powstał w miejscu kamienic.
pocztówka ze zbiorów autora
fotopolska.eu
Powstałe za nim pod koniec lat 50. budynki zostały celowo odsunięte od starej jezdni by było miejsce na poszerzenie arterii. Stało się to dopiero w 1978 roku, po dwóch latach prac i ciągłej wali z brakiem ludzi, materiałów i dobrych planów.
- Lepiej już nic nie mówić. Czego się człowiek nie tknie to się nie zgadza: albo czegoś za mało, albo za dużo - żalił się reporterowi Głosu Zdzisław Bryk, szef jednej z brygad układających podziemne instalacje.
CEZARY ASZKIEŁOWICZ
Wszystkie komentarze