Psychoza
Kiedy szczecinianie domagali się kary śmierci dla brutalnego mordercy, który rozpuścił matkę w kwasie, artyści, naukowcy i dziennikarze zobaczyli w nim cierpiącego chłopaka.
Jest rok 1977. Prochowiec, zamszowe kozaczki, fantazyjnie zawiązana apaszka, modna peruka. Elegancka kobieta już trzeci miesiąc z rzędu przychodzi na pocztę przy al. Wojska Polskiego w Szczecinie, by odebrać rentę. Zawsze bez słowa. Kiedy pracownica poczty coś wyczuwa i dzwoni na MO, milicjant ściąga jej perukę i już nie ma wątpliwości.
Marek S. zabił swoją matkę, która była nadopiekuńcza. Niańczyła go, karmiła tylko jajkami o białej skorupce, odprowadzała na uczelnię. Podczas kłótni w wigilię Bożego Narodzenia, poćwiartował, część ciała rozpuścił w kwasie, inne spuścił w klozecie. Podczas procesu zakończonego wyrokiem śmierci wyszło na jaw, to czego morderca nie wiedział, ale całe życie czuł: jego matka nie była jego biologiczną matką. Tygodnik ''Polityka'' urządził dyskusję na ten temat, w której wzięli m.in. udział Adam Hanuszkiewicz i mec. Tadeusz de Virion. Po niej sąd wyższej instancji zmienił wyrok na 25 lat więzienia.
Wszystkie komentarze