Artur Daniel Liskowacki, pisarz, dziennikarz
Studiowałem w Poznaniu, na UAM, w latach 1974-1978. Teatrologię, która była kierunkiem przy filologii polskiej. Było nas niewielu, jedna grupa, i rocznik wyżej - też grupka taka. Do tej mojej grupy H trafili zwycięzcy olimpiady języka polskiego - których na uczelnię przyjęto bez egzaminów - i ci, którzy uzyskali na egzaminie wysoką średnią. Zwracam na to uwagę, nie żeby się chwalić (zwłaszcza, że ja sam byłem tylko skromnym uczestnikiem ogólnopolskiego finału, nie jakimś zwycięzcą), ale po to, by precyzyjniej określić charakter tego <zakonu>. Szczęściem jednak stanowili go ludzie ambitni wprawdzie i mający o sobie (na ogół) wysokie mniemanie, a zarazem, w stopniu zupełnie niepojętym dziś dla licznych rzesz studentów, zainteresowani tym, co studiują ale i fajni po prostu, i najnormalniejsi w świecie, jeśli chodzi o grzechy swojego wieku. Męskie grono grupy H składało się z indywidualności, które zresztą ocaliły w większości swą indywidualność i po studiach. Był wśród nich Juras Moszkowicz, oficjalnie: Jerzy Jan, zwany Dżej-Dżej-Em- wtedy m.in. założyciel studenckiego teatru Jan (i to u niego zadebiutowałem, bodaj w 1977 roku, jako <dramaturg>, tekstem o bardzo poetyckim tytule <Jeszcze trochę snu>), dziś reżyser, animator kultury, szef festiwalu filmów dla dzieci w Poznaniu. Był Zbyszek Przychodniak, dziś profesor UAM, spec od romantyzmu, współredaktor fundamentalnej edycji <Wierszy> (Nowe wydanie krytyczne) Juliusza Słowackiego. Był Marian Jędrzejaszek, mój przyjaciel, kiniarz, jedna z czołowych postaci ruchu DKF-ów lat 70. i 80., dziś zawzięty harleyowiec (a przed 31 laty drużba na moim weselu). Był Rysiu Jałoszyński, <Rumcajs> (fakt, mało oryginalna ksywka, ale pięknie korespondująca z jego rudą brodą), po studiach dziennikarz w Koninie.
Wszystkie komentarze