Tu piła stocznia i Turzyn
Późne popołudnie. W środku jest już kilkunastu mężczyzn znających życie. Na stołach piwo i biała wódka. Mam wrażenie, że od czasu, kiedy byłem tu pod koniec lat 80., nic się nie zmieniło. To bar Wiarus.
- W czasach PRL było u nas bardziej gwarno. Przychodzili żołnierze na przepustkach i stocznia. Dziesiątego, kiedy robotnicy dostawali wypłaty, mieliśmy tu prawdziwe tłumy - wspomina Anna Fierek, która za barem Wiarusa stanęła w 1984 r., a od 20 lat jest jego właścicielką. - Dzisiaj wciąż trzymamy się starego stylu.
CEZARY ASZKIEŁOWICZ
Bar Wiarus, działający w lokalu na parterze kamienicy przy skrzyżowaniu ulic Krzywoustego i Bolesława Śmiałego powstał latem 1945 r., kiedy Szczecin leżał w gruzach. Polska rodzina zaanektowała niemiecki bar działający w tym miejscu od 1907 r. Jego nazwy dziś nikt już nie pamięta. Od 1945 r. Wiarus działa nieprzerwanie pod tą samą nazwą, choć zmieniali się jego właściciele - był to lokal prywatny, ajencyjny, społemowski i komunalny (Zakłady Gastronomiczne). Dziś znów prywatny.
CEZARY ASZKIEŁOWICZ
Początkowo Wiarus miał pretensje do wykwintu i obsługę kelnerską. Szybko okazało się jednak, że w tej części Śródmieścia najlepiej radzą sobie bary, na których charakter wywierała wpływ bliskość Turzyna i jego knajacka otoczka. Na ten bazar przyjeżdżali ludzie z całej Polski chcący kupić niedostępne na krajowym rynku, a przemycone przez marynarzy towary z Zachodu. W Wiarusie pito toasty za udane transakcje.
W głębokim PRL-u Wiarus wyglądał podobno jak bar opisany przez Marka Hłaskę w opowiadaniu "Pętla" o dniu z życia alkoholika. W latach 70. przeżywał lata swojej świetności, a dekadę później jego oferta była odbiciem koślawej rzeczywistości Polski Ludowej, pozornie walczącej z alkoholizmem.
- Kiedy obowiązywał państwowy zakaz sprzedaży alkoholu przed godziną 13, w okolicach tej godziny ustawiały się do baru wielkie kolejki - wspomina pani Fierek, która pamięta też nakaz "sprzedaży wiązanej". - Był urzędowy obowiązek sprzedaży zakąski do każdej setki wódki, co miało wpływać na kulturę picia. Robiło się koreczek z żółtego sera, kanapeczkę z czymś, co akurat udało się kupić albo pół jajeczka posypane papryką.
Świat wokół się zmienił, a Wiarus nie. Dlatego Rafał Bajena, prezes Stowarzyszenia Twórców i Producentów Sztuki, przyprowadza tu swoich gości spoza Szczecina. Bo modne od kilku lat bary przekąskowo-wódczane tylko udają czar PRL-u. A Wiarus jest autentyczny.
- Ale trzeba też iść z duchem czasu - mówi pani Fierek. - Kiedyś robiliśmy tylko bigos, a teraz mamy dania dnia. Dzisiaj to ozorki w sosie chrzanowym. Niech pan sam powie: kto je jeszcze dzisiaj robi?
Wszystkie komentarze