Wyburzenie Frygi
Fryga to dziwny bohater naszego miasta. Trochę jak postać z komedii dell'arte, trochę jak tramp z filmów Charliego Chaplina. Na zewnątrz groteskowa, zabawna, śmieszna, w istocie melancholijna i głęboko tragiczna.
Przybyła do nas w swym prostym, pozbawionym pretensji stroju, by bawić i kokietować, by przypominać o tym, jak poważną rzeczą jest brak powagi. Od początku ciążyło na niej jakieś fatum. Wyszydzana i znienawidzona, oskarżona o kicz, arogancję i inne zbrodnie, poczęła stopniowo marnieć, zapadać się w sobie, kruszeć. Pod koniec swojego żywota, pomimo kilku rozpaczliwych prób podniesienia jej na duchu, przypominała już tylko smutnego arlekina w podartym kostiumie.
Mnie osobiście bardzo zasmuciło zburzenie Frygi. Plac Zamenhofa nie będzie już nigdy tym samym miejscem, jakim był przed jej pojawieniem się. Będzie już zawsze wybrakowany, niekompletny. Jak po miłosnym rozczarowaniu.
Nie mogę wyzbyć się wrażenia, że wraz z Frygą utraciliśmy coś cennego. Jej upadek to upadek pewnego mitu. Zaprzepaszczenie projektu Monumento, którego ideą było wdrażanie nowoczesnej sztuki w przestrzeń Szczecina. To niewątpliwa porażka. Tylko czyja? Może nie dojrzeliśmy do Frygi? Może na nią nie zasłużyliśmy?
OLAF NOWICKI
Wszystkie komentarze