Ślady pożaru na belkach
Opuszczamy podziemia i kierujemy się do sali obrad na pierwszym piętrze.
Andrzej Kraśnicki jr
Andrzej Kraśnicki jr
Podczas przeprowadzonej w ostatnich latach renowacji okazało się, że sklepienie kryje belki noszące ślady pożaru. To okazja, by w naszej opowieści wrócić do roku 1945, kiedy to gmach wciąż stał nietknięty mimo wojennej zawieruchy.
Okoliczności zniszczenia czerwonego ratusza nie są do końca jasne. Przez lata podawane były różne wersje z tą o ''hitlerowskich dywersantach'' na czele. Szczecińskie Towarzystwo Miłośników Komunikacji Miejskiej przedstawia z kolei na swojej stronie dramatyczną relację Wacława Domińskiego, który jako 16-latek był w polskiej ekipie mającej za zadanie przejęcie gmachu strzeżonego przez niemieckiego dozorcę. Ten nie chciał ich wpuścić do środka. Kiedy Polacy zaczęli się dobijać do masywnych drzwi, z wnętrza dobiegła seria z karabinu. Z relacji Domińskiego: ''Po krótkiej przerwie dały się słyszeć kobiece wrzaski i kilka pojedynczych strzałów. Nad głową Wacka rozwarło się okno, przez które wyskoczył chłopak w bieliźnie i zaczął uciekać w kierunku pobliskich ruin. Bez trudu go pochwycili. Trząsł się z zimna i przerażenia. Przed chwilą jego ojciec zabił matkę, siostry, a potem sam się zastrzelił. W tym momencie w parterowych oknach ratusza zrobiło się jasno. Słychać było wybuchy pękających kanistrów z benzyną, posypało się szkło z okien i błyskawicznie zaczął się rozprzestrzeniać ogień. Kiedy pod budynek podjechały wozy strażackie z byle jakim sprzętem, było już za późno na akcję gaśniczą. Ogień szedł w górę, kondygnacja po kondygnacji, i wciąż się odzywały pękające pojemniki z benzyną, które najwidoczniej ktoś poustawiał w korytarzach. Strażacy rozwinęli wąż aż do Odry, ale niskie ciśnienie wody pozwalało skierować jej strumień tylko do pierwszego piętra. Gmach płonął i nic nie było wstanie powstrzymać żywiołu ognia''.
To, że gmach został podpalony w maju 1945 r., jest faktem. Podobnie jak i to, że nieliczna i kiepsko wyposażona straż pożarna nie była w stanie go ugasić.
Wypalony budynek został przez Polaków porzucony. Nie było jeszcze wówczas środków, by zabezpieczyć ruinę. Skrzętnie wykorzystali to inni. ''Wypalony trzon tzw. czerwonego ratusza [...] służył za siedlisko lokalnym bandom złodziejskim, amatorom szybkiego wzbogacania się, był miejscem podejrzanych transakcji i spotkań. Można tam było znaleźć pośredników do nabycia aut dowolnej marki, całych wagonów z zawartością [...]. Tam oraz w ruinach pobliskiego Starego Miasta działało całe szczecińskie podziemie gospodarcze [...]'' -pisał w swoich pamiętnikach Piotr Zaremba.
MUZEUM HISTORII SZCZECINA
Wszystkie komentarze