To oni tworzą wyjątkowy klimat ulicy Rayskiego [SYLWETKI]

-Mamy zasadę, że produkty, które oferujemy, kupujemy w Śródmieściu, pieczywo od Reczyńskich, a wędliny z Manufaktorii, ciasta często pieczemy sami -mówi Szymon Nieradka, 35-latek, współwłaściciel pubu-kawiarni ''Stojaki''.
Lokal działa od lipca 2014 r. Olbrzymie witryny i wielkie, stare, przedwojenne drzwi. Miejsce spotkań hipsterów. Miasto ma do zaoferowania znacznie więcej niż ulice i parkingi- to motto lokalu.
Nieradka ''Stojaki'' prowadzi do spółki z właścicielami pubu ''Czeski Film''. Jest informatykiem po szczecińskiej politechnice i Polsko-Japońskiej Akademii Technik Komputerowych w Warszawie. Ma też dyplom MBA i coacha po Wyższej Szkole Bankowej w Poznaniu. Od sześciu lat na własne konto pracuje w Warszawie.
-Dla różnych firm zarządzam internetowymi projektami, dla danego zadania organizuję zespół i pilnuję, by wszystko zostało wykonane- opowiada o sobie Nieradka. -Kiedy tylko mogę, przyjeżdżam do rodzinnego Szczecina.

-Przy produkcji lubię wszystkiego doglądnąć sam. Jestem pracoholikiem i perfekcjonistą- mówi o sobie Andrzej Reczyński, właściciel piekarni Reczyńscy.
Piekarnia pracuje całą dobę, słynie z razowego pieczywa na naturalnym zakwasie. Ludzie przyjeżdżają tu po chleb z całego Szczecina. Pieczywo można też kupić w nocy. Reczyński sam robi zakwas. Przy piecu można go zastać i rano, i o północy. Mówi, że wychował się na chlebie. W piekarni pracuje od 1979 r. Przez lata prowadził ten biznes z ojcem. Teraz z żoną. Z wykształcenia jest elektronikiem.
Wygląd piekarni niewiele zmienił się od czasów przedwojennych. W piwnicy cały czas pracuje wielki niemiecki piec, dalej używane są stare drewniane łopaty, mieszalniki, wielkie stoły. Góra to niewielki sklepik. Trochę archaiczny, zgrzebne drewniane półki na chleb, wiklinowe kosze na bułki. Skromny, trochę niepasujący do współczesnych czasów wygląd tworzy klimat tej piekarni.

-Czy ja jestem znanym fryzjerem? Jestem na pewno szczęśliwym fryzjerem- odpowiada Jacek Karolczyk.
Jeden z bardziej znanych szczecińskich fryzjerów swój zawód wykonuje już od 35 lat. Jego własny salon przy ul. Rayskiego działa od 19 lat.
-Na jego kupno i wyposażenie pracowałem w salonach w Berlinie i Hamburgu- mówi Jacek Karolczyk.
Karolczyk jest szczecinianinem i w Szczecinie uczył się fryzjerstwa. Pracował też w Warszawie i współpracował z Programem Pierwszym telewizji publicznej. Karolczyk wspomina, że dbał m.in. o fryzury Haliny Frąckowiak, Małgorzaty Pieczyńskiej czy Edyty Górniak -w czasach początków jej kariery.
-Od zawsze chciałem wykonywać ten zawód, nie wyobrażałem i nie wyobrażam sobie żadnego innego- mówi Karolczyk.

-Gdy zobaczyłam to nasłonecznione miejsce, a w tle zielony plac Grunwaldzki, pomyślałam- wynajmuję ten lokal. Poza tym było tu znacznie taniej niż na Jagiellońskiej- wspomina Marzena Korybut-Daszkiewicz, właścicielka outletu.
Sklep działa od dziesięciu lat. Można tu trafić na taniej sprzedawane resztki odzieżowych kolekcji znanych włoskich, hiszpańskich czy polskich marek. Są też torebki.
-Otworzyłam ten sklep po powrocie z Berlina, gdzie mieszkałam przez dziesięć lat- mówi o sobie Marzena Korybut-Daszkiewicz.- Tam moją uwagę zwróciły właśnie niewielkie outlety. Gdy otwierałam ten biznes w Szczecinie, ta forma handlu nie była jeszcze tak znana.
Jeszcze przed wyjazdem do Berlina Marzena Korybut-Daszkiewicz prowadziła w Szczecinie własną pracownię krawiecką. Sama projektowała ubrania.

Lokal wypatrzyłam po drodze, biegłam do szkoły rodzenia- o swoim biznesie opowiada Łucja Paczkowska, właścicielka Mydlarni u Franciszka. -W listopadzie było otwarcie, w grudniu urodziłam syna.
Mydlarnia u Franciszka przy Rayskiego działa od 30 listopada 2011 r. To sklep franczyzowy z naturalnymi kosmetykami. Klienci zaglądają tu po nazywany naturalnym botoksem olej z opuncji czy słynne szare mydło z syryjskiego Aleppo, wytwarzane z oleju z liści laurowych.
Właścicielka Mydlarni Łucja Paczkowska ma 33 lata. Skończyła ekonomię. Jest mamą półtorarocznej Niny i czteroletniego Filipa.
-Nie planowałam tego biznesu -mówi. -Myślałam o marketingu i pracy dla korporacji. W tym celu robiłam w Warszawie ceniony w tej branży certyfikat The Chartered Institut of Marketing. I wtedy z mężem wpadliśmy na pomysł otwarcia Mydlarni u Franciszka. W październiku miałam rozmowę w sprawie franczyzy, miesiąc później już działał sklep.
Przed pracą na własny rachunek zajmowała się kampaniami outdoorowymi dla jednego z domów mediowych. Była też kierownikiem działu marketingu w firmie zajmującej się sprzedażą artykułów do wyposażenia wnętrz.

Nasz salon na Rayskiego działa od grudnia 2003 r., to chyba najlepszy dowód, że ta ulica ma potencjał- mówi Barbara Kleist, jubiler.
Salon sprzedaje biżuterię polskich producentów. W pracowni powstaje biżuteria na specjalne zamówienie. To tu były robione spinki dla prezydenta Bronisława Komorowskiego i broszka dla jego żony Anny Komorowskiej. Wyroby z Rayskiego powędrowały też do Elżbiety i Krzysztofa Pendereckich, Anny Marii Anders, Małgorzaty Kidawy-Błońskiej czy arcybiskupa Andrzeja Dzięgi. Wykonany został także wisiorek dla Radosława Majdana.
-To był prezent od jego brata -wspomina Barbara Kleist.
Urodziła się na Warmii i Mazurach, rzemiosła uczyła się u trójmiejskich jubilerów.
Gdy w maju 2014 r. gościła w Szczecinie duńska para książęca, to w salonie jubilerskim przy Rayskiego powstały dla nich pamiątkowe prezenty.
-Dla księżnej Marii Elżbiety ręcznie malowałam jedwabny szal, zawsze umieszczam na nich charakterystyczne motywy Szczecina- wspomina Barbara Kleist. -Dla księcia Fryderyka wykonałam spinki do koszuli.
Na ścianie salonu wisi zdjęcie pracy w srebrze. To słynna brama Uniwersytetu Georgii, najstarszej publicznej uczelni w USA. Ta sama brama jest logo uczelni.
-Pracę wykonałam na 230-lecie uczelni -mówi Barbara Kleist. -Kto zamawiał? Tego nie zdradzę.

-Kiedy pięć lat temu przed świętami Bożego Narodzenia otworzyliśmy sklep, po wędliny stała długa kolejka, później musieliśmy wywiesić kartkę: ''brak towaru'' -wspomina Aneta Sadłowska, kierownik sklepu Manufaktoria.
Sklep z naturalnie przyprawianymi wędlinami, produkowanymi na oczach klientów i wędzonych drzewnym dymem działa od grudnia 2010 r.
-Pomysł powstał już w 1999 r. -wspomina Mariusz Ogórek, jeden ze współwłaścicieli Manufaktorii. -Taki sklep wymaga dużych inwestycji, urządzenia do wyrobu wędlin i całe wyposażenie to koszt około miliona złotych, plus kupno sklepu. Włożyliśmy własne pieniądze. Nie sięgaliśmy po fundusze unijne.
Właścicielem sklepu jest działająca od 1998 r. spółka Sharman, która do tej pory zajmowała się głównie przygotowaniem i sprzedażą mieszanek przypraw dla przemysłu mięsnego. Firma zatrudnia około 80 osób, jej kapitał zakładowy to ponad 5 mln zł.

-Przez dziesięć lat uczyłam angielskiego, postanowiłam zmienić branżę- o swojej rzemieślniczej produkcji lodów opowiada Karolina Marczak, właścicielka.
Lody Marczak w Szczecinie to historia z miłością i tęsknotą w tle. Karolina Marczak jest absolwentką filologii angielskiej i socjologii. Angielskiego uczyła w Łodzi, a jej narzeczony Christian Maiwald był redaktorem komiksów w Berlinie. Mieli już dość jeżdżenia do siebie nawzajem i tęsknoty. Na wspólne mieszkanie wybrali Szczecin.
Christian Maiwald ze Szczecina dalej pracował dla redakcji w Berlinie. Karolina Marczak do Szczecina postanowiła zaimportować rodzinną produkcję lodów. W wielkopolskim Kępnie jej tata Zbigniew Marczak od 1985 r. produkuje według własnej receptury Lody Marczak.
Pierwsza lodziarnia Marczak ruszyła w Szczecinie w kwietniu 2013 r., przy ul. Piłsudskiego. Lokal na Rayskiego -w lipcu ubiegłego roku. Lody powstają na miejscu. Hitem lata był kajmak z solą morską i masło orzechowe z porzeczką.

W sprzedaży wina ważna jest cała narracja, opowieść, skąd pochodzi, w czyich winnicach było produkowane -opowiada Marek Popielski, właściciel Winoteki 101 win.
Butelki, które trafiają na Rayskiego, Popielski importuje osobiście. Na półkach stoją wina z Hiszpanii, Niemiec czy Włoch. Co należy wiedzieć o winach, można posłuchać na odbywających się tutaj degustacjach.
Z zawodu radca prawny. Pracował w urzędzie miejskim w Świnoujściu. W wolnej Polsce postawił na własną działalność. Był współwłaścicielem ''Wyspiarza'' (tzw. niebieskiego) -tygodnika, który do tej pory wychodzi w Świnoujściu. Zakładał też świnoujskie Radio 44 (dziś Radio Na Fali). W Szczecinie przy al. Wojska Polskiego miał franczyzowy zakład fryzjerski Jean Louis David.
-12 lat temu wpadłem na pomysł: a może zajmę się sprzedażą i importem win. Miałem wtedy 50 lat -wspomina Popielski.
Popielski sklep z winami prowadził też w Krakowie i Łodzi na Piotrkowskiej. -Z tamtych miejsc zrezygnowałem, na odległość takiego biznesu prowadzić się nie da- opowiada Popielski.

-Założenie tego sklepu wyszło mi na zdrowie. Jak zaczęliśmy sprzedawać odzież sportową, zaczęłam ćwiczyć i schudłam 39 kilo- opowiada o sobie Justyna Korytkowska, współwłaścicielka FITS.
Sklep sprzedaje specjalistyczną odzież i obuwie sportowe, głównie amerykańskiej firmy Under Armour. Na siłownię i do biegania. Działa od grudnia 2012 r.
Justyna Korytkowska ma 35 lat, dziesięć lat temu skończyła ekonomię, studiowała w Gdańsku.
-Tam poznałam męża, który jest szczecinianinem, i w ten sposób też zostałam szczecinianką- opowiada o sobie. Zanim zajęła się własnym biznesem, pracowała dla jednej z handlowych sieci i zajmowała się sprowadzaniem odzieży z Chin.
-Jechałam do Chin, wybierałam towar, robiłam zamówienie na pół roku i pilnowałam załadowania kontenerów- opowiada o swojej pracy.
W ubiegłym roku otworzyła drugi biznes, lodziarnię Giovanni Volpe na ul. Tkackiej.