Dyjak pogrążony w melancholii
Chropowaty, zniszczony głos, ale prawdziwy, przejmujący. Marek Dyjak przyjeżdża z nowym albumem "Pierwszy śnieg".
Trochę przewrotnym, bo śpiewa na nim teksty twórców kojarzonych z poezją śpiewaną, w której znalazł odniesienie do wydarzeń ze swojego życia. Zaśpiewał te teksty ze swoją ekspresją, jak mroczne ballady. - Jest listem, spowiedzią, co się u mnie obecnie dzieje. Czuję się jak w tekście Mirosława Czyżykiewicza: "Ściąłem się na jeża, wczoraj czułem ten sam strach / nikt mi nie dowierza"... Wydałem nową płytę, jeżdżę, koncertuję, dla muzyka to raj - tłumaczy. - Ale często dopadają mnie stany melancholii. Wyjrzałem przez okno w grudniu, kiedy padał pierwszy śnieg. I w tej melancholii tkwię aż do teraz.
Jest facetem po czterdziestce, który w życiu przeżył wiele. Był alkoholikiem, bezdomnym, chorował na depresję. Próbował popełnić samobójstwo. Na koncie dwa rozwody. Śpiewa od 25 lat. Siła jego muzyki tkwi w autentyczności. Mówi, że śpiewanie jest bolesne. To co jest pozytywnego? - Reakcje ludzi - odpowiedział w wywiadzie dla "Wysokich Obcasów". - Po koncertach podchodzą do mnie faceci. Płaczą i mówią: "Panie Marku, dwieście dni nie piję". Albo opowiadają, że pomogłem im przetrwać trudne chwile, uzasadnić ich cierpienie.
Przez ten cały smutek, który mnie otacza, czuję się czasami jak emeryt. I niby już się nigdzie nie wymykam, nie uciekam, ale wciąż przeżywam to samo, o czym mówił Andrzej Poniedzielski: "Trzasnąłem drzwiami i wyszedłem. Idę, a ja dalej jestem we własnym domu".
Sobota, Teatr Polski, godz. 19. Bilety w kasie teatru, kosztują 50 zł.
Wszystkie komentarze