Zgodnie z rozporządzeniem prezydenta Trumpa zakazem przyjazdów do Stanów Zjednoczonych zostaną objęci obcokrajowcy, którzy w ciągu ostatnich 14 dni przebywali w liczącej 26 krajów Strefie Schengen.
O koronawirusie bez sensacji i paniki . Codzienny newsletter zawierający najważniejsze informacje oraz porady dotyczące profilaktyki i higieny
Z zakazu wyłączeni są obywatele amerykańscy, a także osoby mające prawo stałego pobytu w USA oraz ich najbliżsi – rodzice lub prawni opiekunowie, małżonkowie oraz dzieci.
Na to, co jeszcze zrobią Amerykanie w obronie przed koronawirusem, z niepokojem czeka Polska Żegluga Morska.
– Pod koniec marca rusza sezon żeglugi na Wielkie Jeziora – mówi Krzysztof Gogol, rzecznik Grupy PŻM. – Na razie obostrzenia dotyczą tylko osób, ale nie wiadomo, jak sytuacja rozwinie się z transportem towarów.
CZYTAJ TEŻ: Wsparcie dla przedsiębiorców w związku z koronawirusem. Skarbówka rozpatrzy odroczenia, ulgi, raty
Dla PŻM szlak handlowy między Europą a położonymi na granicy USA i Kanady Wielkimi Jeziorami jest jednym z filarów działalności. Statki płynące na zachód transportują stal. Wracają wyładowane zbożem.
Zakaz przyjazdu na teren USA Europejczyków oznacza też problemy z podmianą załóg dla części statków. Te największe należące do PŻM, które kursują między Starym Kontynentem a USA, nie są problematyczne, bo „od zawsze” marynarze zmieniali się w europejskich portach.
– Mamy jednak grupę małych statków typu „Regalica”, które pływają po Morzu Karaibskim i rzadko przypływają do Europy – mówi Krzysztof Gogol. – Tu trzeba będzie znaleźć alternatywne rozwiązanie.
Utrudnieniem dla podmiany załóg jest też zawieszenie części lotów w samej Europie.
– Mamy jednak długoletnie doświadczenie, dajemy radę – uspokaja Gogol.
Na razie nie zanosi się na problemy na innym ważnym rynku, którym od nadchodzącej wiosny jest przeładunek i transport zboża w południowej Ameryce. W PŻM bezpośrednio nie uderzają też problemy z przeładunkami w chińskich portach.
– Do Azji praktycznie nie pływamy – mówi Gogol.
Tamtejszy rynek żeglugowy opanowany jest przez statki o nośności powyżej 100 tys. DWT, a PŻM ma mniejsze jednostki. W chińskich stoczniach nie ma też w budowie kolejnych jednostek dla szczecińskiego armatora.
A stawki frachtowe?
– Rynek idzie w górę – mówi Gogol.
CZYTAJ TEŻ: Firmy z Pomorza Zachodniego już tracą z powodu koronawirusa. Będzie spowolnienie?
Według wyliczeń PŻM w przypadku średnich statków (handysize), którymi operuje PŻM, idą średnio z dnia na dzień o 1–2 procent w górę. Na razie armatorom sprzyja też tania ropa – obecnie na poziomie około 40 dolarów za baryłkę. Paliwo to zaś 30–40 procent kosztów eksploatacji statków. Co się stanie dalej? Nie zanosi się na wzrost cen, a wręcz przeciwnie.
Arabia Saudyjska zdecydowała, że będzie w kwietniu dostarczać na rynek ropy 12,3 mln baryłek dziennie. To oznacza wojnę cenową z drugim największym producentem ropy na świecie – Rosją.
– Cieszą się armatorzy tankowców – zauważa Krzysztof Gogol.
Stawki frachtowe w tej gałęzi żeglugowej już wystrzeliły w górę, ale to akurat dla PŻM nie ma znaczenia, bo nasz armator nie operuje na tym rynku.
W PŻM zmiany spowodowana koronawiusem są także na lądzie, czyli w szczecińskiej siedzibie armatora w biurowcu Pazim. Od dzisiaj część pracowników pracuje zdalnie z domu.
Materiał promocyjny partnera
Materiał promocyjny partnera
Materiał promocyjny partnera
Wszystkie komentarze