- Teatr nie jest firmą. Teatr jest wasz - mówił we wtorek podczas sesji rady Szczecina Maciej Litkowski, aktor i przewodniczący związku zawodowego.
Pracownicy idą do szefów po podwyżkę i mówią: "Przecież nie mogę zarabiać tyle lub niewiele więcej co najniższa krajowa". Firmy już teraz odczuwają decyzję rządu o podniesieniu w przyszłym roku minimalnej płacy o prawie 20 proc.
W ruch poszły gwizdki i trąbki. Były transparenty i czarne balony. We wtorek po południu przed magistratem protestowali pracownicy zakładów budżetowych Szczecina. Protestowali ci, którzy na rękę dostają zaledwie po 2 tys. zł.
Premia np. 600 zł za to, że przez cały miesiąc przychodzi się do pracy. Wyciskarki do soków i owoce, prywatna rehabilitacja. Takimi benefitami kuszą teraz firmy, by zatrzymać pracowników.
Zachodniopomorscy samorządowcy nie zostawiają suchej nitki na pomyśle PiS dotyczącym podwyższenia im uposażeń. - To szczyt hipokryzji i cyniczna rozgrywka - mówią.
Związkowcy z Solidarności chcą, by pensje pracowników wzrosły średnio o 650 zł brutto. - Pracują w deszczu i na wietrze w niedziele i święta - argumentuje Elżbieta Kubiaczyk-Hrabi, przewodnicząca zakładowej Solidarności.
Ponad 6,5 tysiąca osób od stycznia ma zarabiać o 200 zł brutto więcej. Chodzi m.in. o urzędników ze szczecińskiego magistratu, nauczycieli czy pracowników ZWiK.
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.